niedziela, 27 września 2015

Za dzieciaka

Nie pamiętam kiedy dokładnie to się zaczęło. Mgliste wspomnienia powyrywane z kontekstów. Czy byłam chorowitym dzieckiem? Raczej nie. Od czasu do czasu po prostu przytrafiały mi się dziwne rzeczy. Mając siedem lat zdiagnozowano u mnie martwice kości pięt. Odczuwałam ogromne bóle podczas chodzenia, a mimo to z pobandażowanymi stopami uprawiałam gimnastykę sportową. Nie wiadomo skąd martwica się wzięła a leczenie polegało na odciążaniu kości. To były moje pierwsze poważne zmagania z bólem. Walka sama ze sobą, pod naciskiem trenerów, którym nie można powiedzieć nie. Wtedy nauczyłam się znosić swoje dolegliwości i mało o nich mówić. Myślałam, że każdy się z czymś zmaga i ja też muszę być silna. Pamiętam jak wracałam ze szkoły i kładłam się spać. Wstawałam na kolację i dalej do łóżka. Niby nic... ale ja nie mogłam funkcjonować, takie odczuwałam zmęczenie. Zawsze wtedy myślałam, że moja mama jest superbohaterką, bo ma siłę na pracę. Wstaje wcześnie rano i zawozi nas do szkoły, po pracy robi obiad i do samej nocy jest ciągle w ruchu. Myślałam wtedy, że gdy dorosnę też taka będę, że na tym polega dojrzewanie. Ehh jak bardzo się wtedy myliłam. To moje zmęczenie utrzymywało się jakiś czas i tu ciężko mi określić jaki?, po to żebyzaraz zniknąć i pozwolić mi się cieszyć dzieciństwem. Oprócz zmęczenia przypałętały się spadki poziomu glukozy we krwi również okresowo. Niezidentyfikowane bóle brzucha, dziwne nawracające przeziębienia, bóle nóg i stawów. Dziwne zawroty głowy i uczucie zapadania się w sobie. Okropne kłujące uczucie ściskania głowy. Miałam też problemy ze wzrokiem, chociaż nie było żadnej wady. Dostałam okulary zerówki, które miały mi pomóc a wylądowały za szafą... :) Najgorszym z tego co doświadczałam od małego były nagłe przeszywające bóle klatki piersiowej. W momencie kiedy mnie to łapało, upadałam i starałam się bardzo płyciutko oddychać. Każdy głębszy wdech generował taki ból, że myślałam, że mnie rozerwie. Chwile tak zamierałam w bez ruchu i przechodziło. Przytrafiało się to bardzo często. Ahhh i zapomniała bym. Było coś gorszego... Ciężko wtedy było mi określić co mnie boli. Zazwyczaj w trakcie chodu odczuwałam nagły ból od pasa po stopy, na tyle intensywny, że nogi się uginały. Upadałam tak i znowu zamierałam w bezruchu, ponieważ każda próba poruszenia nogą powodowała taki ból, że nie mogłam go znieść i tak jak z klatką piersiową po 5 minutach przechodziło. To co opisuje to zaledwie mała cząstka tego co przechodziłam, a co w tym momencie najbardziej pamiętam. Oczywiście to wszystko nie działo się na raz i poszczególne objawy pojawiały się okresowo. W momentach bezobjawowych byłam normalnym, bardzo żywiołowym i aktywnym dzieckiem. Chyba ze względu na to ciężko było dostrzec moim rodzicom, że coś dzieje się nie tak. Myśleli, że z tego wyrosnę a ja uwagi się nie domagałam. Pomyśleć, że to wszystko przez kleszcza. Za dzieciaka, co sezon moja mama wyciągała parę takich potworów ze mnie. Rumień się pojawiał, ale kto ponad 20 lat temu wiedział o boreliozie i o tym jak ta choroba może zrujnować życie, pozbawić Cię wszystkiego.

poniedziałek, 21 września 2015

Początek.

Jakoś trzeba zacząć... Nazywam się Kinga. Pół roku temu zostałam zdiagnozowana w kierunku chorób odkleszczowych. W moim organizmie zadomowiły się bakterie o ładnych, egzotycznych nazwach - Borellia burgdorferi, Bartonella henselae, Babesia microti i Mycoplasma pneumoniae (o tylu wiem). Cała reszta poza nazwami to jeden wielki, nie kończący się koszmar. Co by też zbyt nudno nie było do "robali" doszło stwardnienie rozsiane i hashimoto. Założyłam tego bloga by rozliczyć się z przeszłością. Pisać żeby pamiętać. Choruje od dzieciństwa więc będzie o czym... Mówią, że to niewidzialne choroby. Nikt nie widzi naszego bólu, przeszywających prądem dreszczy, problemów z pamięcią i koncentracją. Żyjemy a wszystko dzieje się obok. Ile można znieść w swoim ciele by z niego nie uciekać.