
piątek, 23 września 2016
Wrzesień

sobota, 4 czerwca 2016
Ciąg dalszy

wtorek, 26 kwietnia 2016
Przełom

piątek, 25 marca 2016
Piątek

czwartek, 24 marca 2016
Kolejny poziom umierania

niedziela, 13 marca 2016
Umieranie

23.02.2016
Czwarty dzień rify, trzeci dzień biseptolu i doxy. Od pierwszego dnia rify gdzieś 2 godziny od wzięcia pojawia się podwyższona temperatura. Całodzienne mdłości (wcześniejsze się nie umywają) i po doxy kłaść się nie można a ja się osuwam bo siedzieć nie mogę, bo sił brak, bo spuszczono powietrze. Czwarty dzień zupełnie w łóżku... Wyjście do toalety albo w ogóle poruszenie z boku na bok wywołuje mocną tachykardię, oraz skoki ciśnienia 150/135. Pocę się w nocy jak szalona. Od godziny 9 rano do godziny 17 wariuje w takim stanie.... Leżę, kręci mi się w głowie, ani tv oglądać ani czytać, czas mi się dłuży.... Zazwyczaj koło godziny 14 udaje mi się zasnąć... Biseptol też mi ciężko wchodzi, oddycha się gorzej i mięśnie takie słabe... Codziennie krzyczę, że już nie wytrzymam... Zawszę się dziwie ile jeszcze mogę wytrzymać po czasie... Osiągnę dno totalne... w przeciągu tygodnia a może dwóch. Takie dno po 10 miesiącach leczenia skutecznie zniechęca...
06.03.2016
Nie wiem czy zgłosić się do kardiologa... Od jakiegoś czasu jestem przykuta do łóżka... Z początku gorączkowe herxy po rifie a później serce ... Serce nie przechodzi a wręcz się nasila. Zaćmienia, zawroty głowy, totalny brak sił nawet na oddychanie... Leżę sobie i myślę a wstane coś porobie... Wstaje i serce zaczyna walić a mi się robi ciemno przed oczami i nie to że mam duszności tylko sił brakuje... Wyciągne rękę po pilot i serce wariuje.... Tydzień temu to było bardzo silne a teraz mam wrażenie że już to serce jest tak wymęczone, że mnie ledwo przytomną trzyma... Ale to chyba już ta pora na alarm prawda? Skoro nic nie mogę zrobić... Leżę tylko i co chwilę wzdycham żeby resztami sił powietrza złapać. Udaje mi się w końcu zebrać w sobie i zrobić herbatę... Ale dostaje przy tym zadyszki z wysiłku i czuje jak bardzo ciężko serce pracuje...
Dziś
Właśnie mijają 3 tygodnie zupełnego przykucia do łózka i tej cholernej niemocy. Musiałam wynieść się do mamy bo zrobiło się groźnie. To co działo się wcześniej to nic w porównaniu do tego w jakim stanie jestem teraz... a może nie w stanie. Nie mogę sobie zrobić śniadania bo się przewracam. Nie mogę go zjeść bo żołądek odmówił już współpracy. Zaryczana zadzwoniłam do swojej doktor... Przejęła się bardzo... Zaleciła natychmiastowo detox... to akurat totalnie zaniedbałam i mogłam zrobić sobie krzywdę... Doktor dodała siły do tej walki a ta siła polega na totalnym poddaniu się i cierpieniu. Nie byłam w stanie sama wyszukiwać suplementów oczyszczających ale trafiłam na cudowną duszyczkę która odstąpiła mi swoje i wysłała w paczce także na następny dzień mogłam zaczynać oczyszczanie. Dziękuję Agnieszka :* Detox działa, ale serce dalej nie pracuje dobrze. Dr powiedziała, że rifa penetruje do zastawek serca. Sprawdziłam i rzeczywiście tak jest... To co się dzieje świadczy o tym że robale zajęły również moje serce. Dlatego nie mogę się ruszać i dlatego cierpię, dlatego ledwo dycham... :( Wstyd się przyznać ale nie kąpałam się od tygodnia... Ja go nawet nie pamiętam dobrze.. Zły koszmar.... Najgorszy z najgorszych... Takie nawet śnić się nie powinny a co dopiero przytrafiać. Jestem uzależniona od innych. Moje życie jest uzależnione od innych. Piszę bez ładu... Ogromny to dla mnie wysiłek... Dysze... Doszedł jeszcze jeden problem... w pierwszym tygodniu zasypiałam w dzień co skracało moje cierpienia... teraz walczę w bezsennością... Znów boję się jutra... a jutro podłączają mnie pod tlen.
poniedziałek, 15 lutego 2016
To samo.

czwartek, 28 stycznia 2016
Korzonki

środa, 27 stycznia 2016
Zgon totalny

Od dłuższego czasu męczą mnie zawroty głowy, na tyle silne, że wywołują mdłości. To wszystko nasila się po ekspozycji na światło dzienne. Przychodzi wieczór a ja zaczynam czuć się lepiej, chociaż na chwilę. Przy zawrotach i mdłościach pojawia się również jadłowstręt, a przecież jeść trzeba do leków. Na tym etapie to wszystko podporządkowane jest leczeniu, nawet jedzenie. Trzy dni temu, właśnie w takim chwiejnym stanie się obudziłam. Wymyśliłam sobie misję, żeby pojechać do rodziców i odebrać orzeczenie o niepełnosprawności, które parę dni wcześniej do nich dotarło. Tą misję wymyśliłam oczywiście parę dni wcześniej... ale dopiero w poniedziałek znalazłam w sobie tyle siły emocjonalnej, żeby oszukać swoje ciało i do nich pojechać... Zbierałam się od 10... Zebrałam się po 14... Po powrocie poczułam się jeszcze słabiej, nogi zaczęły się uginać i jakby mniej słuchać. Zęby zaczęły mrowieć i łaskotać a broda drętwieć, tak jakby znieczulenie dentystyczne odpuszczało. Kłujki zawitały... Tak określam nagłe przeszywające bóle mięsni i kości. Zaczęło się od przedramienia, poszło w udo a później w szyje... Okrutne skurczowe bóle żoładka były wisienką na torcie :) Po paru takich godzinach nagle poczułam okrutną i bolesną sztywność karku... Doszedł również kłujący ból w potylicy i rozlane bóle głowy. Pomyślałam żeby zmierzyć temperaturę... i ku mojemu zdziwieniu 37.6. Nowość - ja i podwyższona temperatura. Dawno tego nie było. Pewnie każdy normalny udałby się do lekarza podejrzewając zapalenie opon mózgowo rdzeniowych. Ja stwierdziłam, że temperatura powinna być większa i fakt, że jestem jeszcze przytomna przeczy wskazaniom do udania się na SOR. Minęła może godzina, może dwie i wylądowałam w łazience wymiotując. Następnie nieprzespana noc... Doszedł ból barków... Organizm obciążony wirusikiem to i herx większy... Kolejny dzień zombie... i dziś dalej domowe więzienie... Nie brałam antybiotyków przez to przez dwa dni... Dzisiaj do nich wróciłam... Ciągnie do łózka i kręci się w głowie ale nie boli... :) Mam nadzieję, że jutro wstanę rano i będę mieć siłe... (naiwna...)
niedziela, 24 stycznia 2016
Po przerwie

Subskrybuj:
Posty (Atom)