To całkiem miłe, że coraz częściej zdarzają mi się dobre dni. Zaskakujące jak zmienia się postrzeganie dobrych dni z perspektywy chorującego. Znowu miałam więcej siły fizycznie i emocjonalnie. Zamiast leżeć dzień cały i zdychać mogłam podjechać załatwić życiowe zaległości. Odwiedziłam bank i zawiozłam na uczelnie wniosek o stypendium specjalne, odwiedziłam mamę i siostrę, zamówiłam leki w aptece. Wszystko to zajęło mi około 4 godziny... Niestety po 3 a nawet szybciej... zaczął towarzyszyć mi ból pleców promieniujący po same stopy. Krzyczałam wewnętrznie... Szybka ewakuacja do domu i kanapa... 4 godziny plackowania w bezruchu i udało mi się usiąść do komputera... Niby nic a dla mnie wyczyn! Zmieniając temat...Wiem co pogarsza moje mdłości... chyba... jutro to sprawdzę... Po porannym cipronexie jeszcze się kładę na pół godziny... Jutro posiedzę do śniadania i zobaczę czy będzie różnica. Wprawdzie mowy o tym w ulotce nie było... ale mój obciążony lekami żołądek chyba już sobie nie radzi tak dobrze... 17 lutego kolejna wizyta u mojej dr w Gdańsku. To będzie długa rozmowa... Coś w moim leczeniu nie idzie tak jak powinno... coś hamuje... Mam nadzieję, że dojdziemy do tego czym to może być spowodowane i uderzymy w to bezpośrednio. Przydałaby się jakaś poprawa na wiosnę... :) Ciągle myślę o pracy... tylko jak? jedyna opcja to zdalnie z domu i najlepiej na leżąco... ehhh ... Zapomniała bym. Jutro wyniki biopsji...czwartek, 28 stycznia 2016
Korzonki
To całkiem miłe, że coraz częściej zdarzają mi się dobre dni. Zaskakujące jak zmienia się postrzeganie dobrych dni z perspektywy chorującego. Znowu miałam więcej siły fizycznie i emocjonalnie. Zamiast leżeć dzień cały i zdychać mogłam podjechać załatwić życiowe zaległości. Odwiedziłam bank i zawiozłam na uczelnie wniosek o stypendium specjalne, odwiedziłam mamę i siostrę, zamówiłam leki w aptece. Wszystko to zajęło mi około 4 godziny... Niestety po 3 a nawet szybciej... zaczął towarzyszyć mi ból pleców promieniujący po same stopy. Krzyczałam wewnętrznie... Szybka ewakuacja do domu i kanapa... 4 godziny plackowania w bezruchu i udało mi się usiąść do komputera... Niby nic a dla mnie wyczyn! Zmieniając temat...Wiem co pogarsza moje mdłości... chyba... jutro to sprawdzę... Po porannym cipronexie jeszcze się kładę na pół godziny... Jutro posiedzę do śniadania i zobaczę czy będzie różnica. Wprawdzie mowy o tym w ulotce nie było... ale mój obciążony lekami żołądek chyba już sobie nie radzi tak dobrze... 17 lutego kolejna wizyta u mojej dr w Gdańsku. To będzie długa rozmowa... Coś w moim leczeniu nie idzie tak jak powinno... coś hamuje... Mam nadzieję, że dojdziemy do tego czym to może być spowodowane i uderzymy w to bezpośrednio. Przydałaby się jakaś poprawa na wiosnę... :) Ciągle myślę o pracy... tylko jak? jedyna opcja to zdalnie z domu i najlepiej na leżąco... ehhh ... Zapomniała bym. Jutro wyniki biopsji...środa, 27 stycznia 2016
Zgon totalny
Zaliczyło mi się taki przez ostatnie 3 dni... Herx - zmiatacz z nóg, wyciskacz potu i łez... Połączony z żołądkówką wirusową przytarganą do domu ... przez psa. Przez tą kochaną czarną kulkę... :(Od dłuższego czasu męczą mnie zawroty głowy, na tyle silne, że wywołują mdłości. To wszystko nasila się po ekspozycji na światło dzienne. Przychodzi wieczór a ja zaczynam czuć się lepiej, chociaż na chwilę. Przy zawrotach i mdłościach pojawia się również jadłowstręt, a przecież jeść trzeba do leków. Na tym etapie to wszystko podporządkowane jest leczeniu, nawet jedzenie. Trzy dni temu, właśnie w takim chwiejnym stanie się obudziłam. Wymyśliłam sobie misję, żeby pojechać do rodziców i odebrać orzeczenie o niepełnosprawności, które parę dni wcześniej do nich dotarło. Tą misję wymyśliłam oczywiście parę dni wcześniej... ale dopiero w poniedziałek znalazłam w sobie tyle siły emocjonalnej, żeby oszukać swoje ciało i do nich pojechać... Zbierałam się od 10... Zebrałam się po 14... Po powrocie poczułam się jeszcze słabiej, nogi zaczęły się uginać i jakby mniej słuchać. Zęby zaczęły mrowieć i łaskotać a broda drętwieć, tak jakby znieczulenie dentystyczne odpuszczało. Kłujki zawitały... Tak określam nagłe przeszywające bóle mięsni i kości. Zaczęło się od przedramienia, poszło w udo a później w szyje... Okrutne skurczowe bóle żoładka były wisienką na torcie :) Po paru takich godzinach nagle poczułam okrutną i bolesną sztywność karku... Doszedł również kłujący ból w potylicy i rozlane bóle głowy. Pomyślałam żeby zmierzyć temperaturę... i ku mojemu zdziwieniu 37.6. Nowość - ja i podwyższona temperatura. Dawno tego nie było. Pewnie każdy normalny udałby się do lekarza podejrzewając zapalenie opon mózgowo rdzeniowych. Ja stwierdziłam, że temperatura powinna być większa i fakt, że jestem jeszcze przytomna przeczy wskazaniom do udania się na SOR. Minęła może godzina, może dwie i wylądowałam w łazience wymiotując. Następnie nieprzespana noc... Doszedł ból barków... Organizm obciążony wirusikiem to i herx większy... Kolejny dzień zombie... i dziś dalej domowe więzienie... Nie brałam antybiotyków przez to przez dwa dni... Dzisiaj do nich wróciłam... Ciągnie do łózka i kręci się w głowie ale nie boli... :) Mam nadzieję, że jutro wstanę rano i będę mieć siłe... (naiwna...)
niedziela, 24 stycznia 2016
Po przerwie
Obawiałam się, że tak właśnie będzie... Pogorszyło się i znikłam... Zmęczenie, które ogarniało moje ciało, było i jest wręcz namacalne. Ściąga mnie na kanapę zanim jeszcze się obudzę rano... Znowu milion zaległości... A dziś? Dziś jest lepiej :) Przed tym całym zjazdem mocy miałam dwa dni bezobjawowe gdyby wykluczyć bóle korzeniowe. Po ośmiu miesiącach leczenia, YEAH. Aktualnie jestem na zestawie: keimax, cipronex i tinidazol. Za miesiąc wizyta w Gdańsku, u mojej dr. Będę chciała wrócić do levoxy. Czuje, że cipronex jest dla mnie za słaby. Będę też prosić o zmianę keimaxu, który kupować trzeba w Niemczech, na coś tańszego. Leczenie jest cholernie drogie. Nie pracuję od długiego czasu... Zachorowałam w głupim wieku... w którym nie należy mi się żadna pomoc. Leczę się tylko i wyłącznie dzięki mojej mamie. Czuję się podle, że nie mam możliwości sama zadbać o siebie. Osiem miesięcy leczenia przyniosły ulgę mojej głowie. Pamięć wróciła i z koncentracją nie mam już problemów. Mam przestrzeń w głowie... Wcześniej byłam zduszona sama w sobie. Z drugiej strony wszystko co się ze mną dzieje odczuwam dużo bardziej. Wcześniej z wielu spraw nie zdawałam sobie sprawę i byłam przytłumiona. Teraz każdy ból, każdą niezdolność zrobienia czegoś przeżywam jeszcze bardziej. Bardzo chciałabym pracować. Mieć jakiś grosz dla siebie, żeby wyskoczyć na kawę albo kupić sobie kremik dla przyjemności - cokolwiek. Wszystko co mam i to czego nie mam idzie na leki. Są momenty, że stwierdzam - jestem gotowa. Przeglądam oferty i po 2 godzinach mój kręgosłup wysiada... Staje się sztywny i bolesny aż po stopy przy próbie jakiegokolwiek ruchu. :( Udało się... Mam orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu lekkim. Może dzięki niemu uda mi się znaleźć jakąś zdalną pracę. Nie takie miałam ambicje... Mogłam wiele a teraz mogę nic... Strasznie ubolewam nad utraconym życiem i zdaję sobie sprawę, że nie odzyskam go.... Mogę zbudować swoje nowe ale przy takich pokładach ambicji jakie posiadałam szanse są marne... Muszę znaleźć coś w czym będę mogła się spełniać mimo choroby... Pozdrawiam
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)