Już pierwszy
zestaw antybiotyków w zasadzie postawił mnie na nogi i to dosłownie. Wtedy
jeszcze się niespodziewałam, że ta walka będzie, aż tak ciężka, że tyle razy
będę przegrywać... i że fakt tego, że chodzę nie znaczy NIC. Zaczęłam od
antybiotyków w formie dożylnej ze względu na mój kiepski stan neurologiczny.
Zmiany w mózgu i rdzeniu kręgowym a fizycznie można było mnie porównać do
budyniu. Trzęsące się coś spływające po krzesłach... Kontaktu ze mną raczej nie
było... Czułam się jak za murem... niby wszystkie bodźce gdzieś tam do mnie
docierały... ale moje odpowiedzi i rekację przez ten mur się nie przebijały.
Wracając do abx - dożylnie dostawałam ceftriakson 4g przez cztery kolejne dni w
tygodniu i 3 dni
przerwy. Chociaż przez 3 dni mogłam poudawać, że żyję i
sypiam... Z wenflonem nie dało się nic zrobić, ciągle o coś zahaczałam i
ciągle
bolało. Do tego macromax 2x1 i Tinidazol 2x1 w pulsach, czyli 14 dni
biore i 16
dni przerwy. Do tego wszystkiego dochodzi karton suplementów... w
teorii, bo w
praktyce ciągle czegoś zapominam. Do szału doprowadza mnie fakt, że cały
mój
dzień uzależniony jest od leków, którym podporządkować muszę wszystko.
Wstaję
rano po to żeby wziąć eutyrox. Po 30 minutach biorę macromax. Po
następnych 30
cholestil. Po następnych 30 muszę zjeść i to dość obficie tylko po to
żeby
wziąć tinidazol. Jeść się nie chce ... ale wyjścia nie ma. Trzeba w
siebie wmusić. Koło południa wchodzą suplementy. Później zastrzyki z
milgammy a po nim
wlew. Przed obiadem leki i 30 minut po zjedzeniu ziółka. W między czasie
wciskam leki na wątrobę. Długo nie jem bo kolejny abx trzeba wziąć na
czczo.
Koło 19 wchodzi macromax, o 19:30 cholestil i po 20 mogę zjeść i wtedy
biorę
tinidazol. Pominęłam probiotyki 2 brane dwie godziny po abx. Przed snem
wchodzą
znowu zioła i witamina C 3-4g. Jestem pewna, że coś pominęłam :D Taki
zestaw
brałam przez 6 miesięcy. Po samej ilości można sobie w przybliżeniu
wydedukować
koszta... ale człowiek jest w stanie oddać i poświęcić wszystko za
życie...
Mimo, że miewamy chwilę zwątpienia to jednak podjęliśmy tą walkę. Ja i
wielu mi
podobnych. Przerażające jest to ile ludzi cierpi i choruje zupełnie obok
nas.
Są nieświadomi. Sama na początku nie wiedziałam nic. Ogólnodostępna
wiedza na
temat boreliozy i chorób od kleszczowych przekazuję nam taką informację.
Trudno
się zarazić - łatwo się wyleczyć. Rzeczywistość wygląda zupełnie
inaczej.
Leczenie jest ciężkie i długotrwałe i przede wszystkim nie prowadzi do
wyleczenia. Możemy wprowadzić organizm w stan remisji, w stan w którym
układ
odpornościowy jest w stanie trzymać w ryzach pozostałości patogenów po
leczeniu. Do końca życia trzeba uważać by koszmar nie zaczął się od
nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz