piątek, 18 grudnia 2015

Trochę teraz.

Niby wstyd się przyznać ale wy doskonale wiecie jak to jest kiedy prysznic staję się wyzwaniem, większym niż wspinaczka górska. Tak, przyznaje się... Często nie mam siły nawet się umyć. Często ta prosta czynność zabiera mi tyle energii, że resztę dnia jadę na rezerwie. Czasem decyzję o prysznicu podejmuję rano a do realizacji dochodzi wieczorem... i to nie tak, że o tym nie myślę.. co chwile sobie wmawiam, że muszę to zrobić, już. Prawo do prysznica może odebrać to okrutne zmęczenie i ciężkość wewnętrzna. Drugim sprawcą jest ból. Ciężko dojść do łazienki, ciężko pochylić się i odkręcić wodę bez jęku wydobywającego się z lędźwi. Leżenie w ciepłej wodzie trochę rekompensuje ten wysiłek... ale woda zaraz stygnie i zaczynamy marznąć... Misja wychodzenie. Jakby tu się podeprzeć, żeby nie zabolały nadgarstki, łokcie i barki, żeby nie wpaść w powrotem do wanny. Jak dobrze podnieść nogę i wyjść z wanny, żeby się nie rozpłaszczyć na podłodze. Owijam się w ręczniki i uciekam pod koc.. mentalnie przygotowując się do misji ubieranie. Zrzedła mi mina teraz... chciałam się podrapać po plecach a tu psikus, przez ból ręką nie sięgnę. Pomijając to wszystko wyżej, cieszę się bardzo, że mogę usiąść przy komputerze. Mimo, że nie mam siły wyjść gdziekolwiek to nie jestem uwięziona w łóżku, a to dla mnie ogromny postęp. Kolejny fakt. Jestem w stanie się skupić na tym co piszę. Pamiętam o czym myślałam i co już napisałam. Jeszcze jakiś czas temu nie byłabym w stanie tego zrobić. Tak jest teraz.

1 komentarz:

  1. Cieszę się , że opisujesz swoje leczenie ja jakoś też coś zaczęłam , ale ciągły brak czasu , dużo pracuje. Czytając , jakbym czytała trochę o sobie. Pozdrawiam i czekam na następny wpis.

    OdpowiedzUsuń